Narzekać lubimy i wychodzi nam to wyśmienicie (wiem, że to truizm), a pretekstów szukamy skutecznie i z wielką pasją: w tramwaju solidarność społeczna w zakresie zachowań agresywnych, przecież i tak wszyscy politycy to złodzieje, kotlet się przypalił, a w Krakowie znowu pada. Oczywiście narzekanie dotyczy także rzeczywistości kościelnej i odbywa się w bardzo różnorodnym tonie, od antyklerykalnych docinek po stojący z przeciwnej strony żal z powodu , polskiej nagonki medialnej na Kościół, drwin, oszczerstw, obmowy, inicjatyw marginalizujących, czy odsuwających Kościół od głosu. Owszem, dużo w tym żalu słuszności, ale…
Polecam wszystkim, którzy do tych głosów się dołączają zrobić jeden, bardzo prosty i szybki eksperyment: „wygooglować” w Internecie hasło „prześladowania Chrześcijan” i przejrzeć nagłówki serwisów informacyjnych. Dwa, trzy kliknąć i przeczytać całe artykuły. Tylko nie za dużo, bo można wewnętrznie nasiąknąć okrucieństwem, które z tych doniesień się wylewa. Nikomu jednak chyba nie zaszkodzi poszukać głębiej w innych informacjach i dowiedzieć się, jakim szacunkiem i wolnością cieszy się Kościół np. w Korei Północnej. Drugą częścią eksperymentu będzie znalezienie w polskiej Konstytucji zapisów dotyczących stosunków Państwo-Kościół i krótkie wspomnienie: obraz naszego ostatniego spokojnego, niedzielnego powrotu z Kościoła. Zrobione?
Myślę, że niewiele już trzeba dodawać. Tak, bądźmy wrażliwi na niesprawiedliwą krytykę, oszczerstwa i wszystko to, o czym napisałem wcześniej. Nie zgadzajmy się na nie, ale zachowajmy pewien umiar. Pewną sprawiedliwość w porównywaniu i ostrożność w używaniu pojęć takich, jak „prześladowanie”. A żeby nie zmarnować tego potencjału, który mamy dzięki naprawdę fantastycznym warunkom, przestańmy wreszcie doskonalić się w naszej narodowej sztuce narzekania. Dość jej uprawiamy po porannym wyjściu z tramwaju…
Michał Dorman