Świadectwa po Noworocznej Oazie Modlitwy w ciszy.

 

 Świadectwo z Noworocznej Oazy Modlitwy w Bystrej Podhalańskiej

W dniach 29.12.2018-01.01.2019 r. w Domu Rekolekcyjnym Maksymilianum w Bystrej Podhalańskiej odbyła się Noworoczna Oaza Modlitwy, prowadzona przez ks. Ryszarda Gacka. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ogłoszenie ks. Ryszarda na Facebooku, przemówiło do mnie hasło: „Cisza leczy duszę”, pewnie dlatego, że w tym konkretnym momencie mojego życia potrzebowałam duchowego „lekarstwa” na problemy, które przeżywałam. Ponadto huczne spędzanie Sylwestra nigdy nie wnosiło do mojego życia niczego głębszego. Pomyślałam, że ten wyjazd to doskonała możliwość aby podziękować Bogu za miniony rok i wszystko co przyniósł oraz zawierzyć mu kolejny rok mojego życia. Nie ukrywam, że wraz z mężem potrzebowaliśmy też po prostu ciszy, o którą trudno na co dzień przy dwójce małych dzieci, a rezygnacja z telefonu i brak dostępu do Internetu były dobrym sprawdzianem naszej silnej woli.

Przez te cztery dni uczyliśmy się rozważać Słowo Boże za pomocą medytacji ignacjańskiej. Był to intensywny, ale bardzo piękny czas, podczas którego Bóg leczył nasze słabości i choroby i to dosłownie. Drugiego dnia Oazy odczuwałam fizyczne osłabienie i byłam przekonana, że to Słowo Boże we mnie „pracuje” i mnie „przemienia”. Pamiętam, że rozważaliśmy wtedy 1 Krl 19, 1-14. Bardzo bliska stała się dla mnie postać proroka Eliasza, który z jednej strony był człowiekiem wiary, a z drugiej człowiekiem kryzysu. Kryzys proroka Eliasza miał jednak charakter przejściowy, prowadził do wzrostu jego osobowości i głębszego zaufania Bogu. Podobnie było w ostatnim czasie w moim życiu. Kiedy przyszło mi się zmierzyć z doświadczeniem, które doprowadziło do kryzysu w naszym małżeństwie, podjęłam decyzję o rozpoczęciu Studium Teologii Rodziny, aby w przyszłości wspierać małżeństwa i rodziny w przezwyciężaniu życiowych trudności. Kiedy jednak w naszym małżeńskim życiu pojawiały się kolejne sytuacje kryzysowe, chciałam wielokrotnie rezygnować z uczestnictwa w STR. Bóg jednak w takich momentach zsyłał swoich aniołów w postaci konkretnych osób, dzięki którym nabierałam sił, podnosiłam się i odważnie szłam dalej tak, jak Eliasz… Podczas rekolekcji zdałam sobie sprawę, że tym Aniołem w którym mam największe oparcie i pomoc jest mój mąż, a nasze małżeństwo i rodzina którą tworzymy to największy dar jaki otrzymałam od Boga. Wielkim przeżyciem była dla mnie Msza św. w niedzielę Świętej Rodziny, kiedy wraz z mężem zaśpiewaliśmy piękny Psalm 128, w którym Bóg zapewnił nas o swoim błogosławieństwie. Czas Noworocznej Oazy był też dla mnie czasem wzrastania w miłości do Boga, do drugiego człowieka i samej siebie. Podczas ostatniej adoracji poprzedzającej Nowy Rok odczułam z jednej strony ogromną miłość Boga do mnie a z drugiej wdzięczność za to wszystko, co od Niego otrzymałam. Była tylko cisza, Bóg i ja…nic więcej się nie liczyło. Piękne było również to, że nasza 12-osobowa wspólnota zawiązała się w zupełnej ciszy. Doświadczyliśmy tego, że sama obecność drugiego człowieka, drobny gest, uśmiech czy spojrzenie wystarczą aby zbudować ze sobą relacje. Ostatniego dnia rekolekcji ze specjalnie przygotowanego pudełka wylosowałam Słowo Boże, które było doskonałym podsumowaniem tych kilku dni: „I wyciągnąwszy rękę, dotknął Pan moich ust i rzekł mi: Oto kładę moje słowa w twoje usta” (Jr 1,9). Zrozumiałam, że Słowo, którego doświadczyłam nie może pozostać we mnie, ale musi ujrzeć światło dzienne, a obowiązkiem moim i każdego z nas jest być głosem Jezusa, którego świat na różne sposoby próbuje dziś zagłuszyć. Mam nadzieję, że dzieło Noworocznej Oazy Modlitwy będzie kontynuowane i jeszcze nie jeden raz przeżyjemy wspólnie niezapomnianą przygodę jaką jest „Sylwester z Bogiem”.

 

Agata Pękala-Róg

 

 

„Cisza pełnią Słowa”

 

Pół żartem, pół serio mówi się, że czas między Świętami Bożego Narodzenia,
a Sylwestrem jest czasem błahym. Nie wiadomo, jaki jest dzień, nie wiadomo co ze sobą robić,
a między tym wszystkim sięga się po resztki świątecznych posiłków. Sylwester natomiast kojarzy się,  zwłaszcza osobom młodym z huczną zabawą, muzyką, tańcami, czasem spędzonym
z przyjaciółmi. Prawie wszyscy w tym czasie myślą o postanowieniach, planach, snują marzenia na nadchodzący rok, lecz niewiele osób kieruje swoje myśli ku Bogu, Eucharystii. W moim przypadku dni od 29.01 – 01.01 spędziłam dość nietypowo – na Noworocznej Oazie Modlitwy w… ciszy.

Dlaczego zdecydowałam się na taki wyjazd? Powód jest dość prozaiczny, nie miałam na ten czas planów, a po wcześniejszych odbytych rekolekcjach chciałam jeszcze bardziej otworzyć się  na działanie Ducha Świętego. O tym wydarzeniu dowiedziałam się przez ks. Ryszarda Gacka, który prowadził te rekolekcje. Poprosił mnie, abym zrobiła plakaty na to wydarzenie. Nie zastanawiałam się długo. I tak oto byłam pierwsza na liście uczestników. Potem oczywiście pojawiły się różnorakie wątpliwości i to nawet nie związane z brakiem dostępu do mediów społecznościowych czy korzystania z telefonu komórkowego. Najbardziej paraliżowała mnie cisza, gdyż na co dzień pracuje jako wychowawca świetlicy w szkole podstawowej. Hałas jest dla mnie czymś naturalnym. Nawet gdy robię coś w domu prawie zawsze gra muzyka lub jest włączony telewizor. Lecz od kilkunastu tygodniu to zaczęło mnie drażnić, z perspektywy czasu myślę, że w tym już pojawiał się głos Boga.

W planie dnia rekolekcji codziennie przewidziana była recytowana Jutrznia, Eucharystia, konferencje wprowadzające do medytacji, trzy półtora godzinne medytacje, częściowo połączone
z Adoracją Najświętszego Sakramentu oraz popołudniowy samotny spacer w ciszy. Rozważanie Pisma Świętego opierało się głównie na metodzie ignacjańskiej. Chodzi w niej głównie o słuchanie Boga, zatrzymanie się na Nim oraz tym, co mnie porusza w kontekście mojego życia. Głównym tematem medytacji było Przykazanie Miłości w kontekście relacji do naszego Stwórcy, drugiej osoby, a także siebie samego.

W czasie poszczególnych Medytacji, Jezus bardzo szczególnie do mnie przemówił,
w czasie refleksji można było utwierdzić się w Jego obecności oraz w tym, że w najgłębszej głębi swojego serca są zdarzenia i rzeczy, o których Bóg pragnie z Tobą porozmawiać. Większość z tych rzeczy jest bardzo osobistą sprawą, na którą składa się bardzo dużo wydarzeń z przeszłości, a także mojej kilkunastoletniej drogi do Boga. Pragnę podzielić się kilkoma zdarzeniami, które poruszyły mojego Ducha bez konieczności pisania całej historii mojego życia.  Pierwsze takie wydarzenie miało miejsce w czasie drugiego dnia. Rozważania odbywały się na podstawie modlitwy faryzeuszy z Ewangelii św. Mateusza (Mt 6, 5-7). Mieliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie do jakiego Boga się modlę, jak zmieniało się to postrzeganie na płaszczyźnie całego życia, a także ile w sobie nosimy fałszywych obrazów Stwórcy. Ta kontemplacja bardzo mnie „zatrzymała”. Nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyobrażam sobie Boga i jaki jest Jego obraz we mnie. Zadziwiło mnie to bardzo – na co dzień przecież udzielam się w parafii, prowadzę aktywne życie Sakramentalne, jestem animatorką Oazy Młodzieżowej. Jednak z perspektywy czasu dostrzegam, iż robiąc to wszystko nie miałam czasu odpowiedzieć sobie na to pytanie. I w ten sposób ta poranna medytacja zachowała się w głowie na cały dzień. Przy innych punktach programu, lub w czasie spaceru cały czas zadawałam sobie pytanie „Panie Boże, kim dla mnie jesteś, jaki obraz Ciebie noszę w sercu?”. Odpowiedź przyszła wieczorem w trakcie Adoracji. Idąc do kaplicy sięgnęłam do skrzynki, w której można była wylosować sobie cytat z Biblii. Podczas modlitwy, w pewnym momencie postanowiłam otworzyć wylosowane sigla. Moim oczom ukazał się cytat z Pieśni nad Pieśniami: „Jam miłego mego i ku mnie zwraca się jego pożądanie.” (Pnp 7,11). Tak do końca nie wiem dlaczego, ale zmieniło to w momencie moje patrzenie na Najświętszy Sakrament. Zrozumiałam, że cokolwiek robię jestem JEGO, a to wszystko co czynię to dlatego, bo jest mi bliski, jest moim Oblubieńcem, pragnę Go tak, jak On pragnie mnie. Myślę, że podobnie jest
z zakochanymi osobami – nie potrafią zdefiniować do końca, dlaczego akurat ten człowiek i jak on wygląda w sercu, ale wiedzą, że jest im najbliższy.

Drugim takim ważnym momentem była dla mnie trzecie medytacja. Związana była
z Przykazaniem Miłości w momencie, kiedy to Jezus nauczał tłumy (Mk 12, 28-31). Tutaj, w czasie konferencji padły słowa, że najpełniejszy obraz Miłości Boga obrazuje krzyż. Wtedy przyjęłam to beznamiętnie, przecież dla mnie to jest jasne. Jednak po raz kolejny w tej ciszy Jezus mnie zaskoczył. Pokierował moje myśli, zwracając jednocześnie wzrok na mój krzyż animatorski, który w tamtym momencie miałam na szyi. Pokazał mi przez to, że skoro najdoskonalszy obraz miłości jest w krzyżu, to ja jako animatorka Ruchu Światło-Życie powinnam ukazywać tą miłość do Boga, bliźniego i siebie samego w najpiękniejszy sposób, w jaki potrafię. Nie ważne, że wyglądem krzyż animatorski różni się od tego, na którym Jezus przeżył swoją Mękę – ja jako Nowy Człowiek pragnę pokazywać w jaki sposób Bóg mnie kocha, jak z miłością zwracać się do drugiej osoby oraz jak w pełni akceptować i miłować samą siebie (a z tym jest chyba najtrudniej, gdyż bardzo często sama potrafię sobie dokopywać nawet drobnym niepowodzeniem). W moim animatorstwie przez ciszę dostrzegam jeszcze większy sens, a nie tylko „Pragnę służyć”. Pragnę służyć bo wiem, że robię to, aby dać świadectwo umiłowania – nie tylko innym osobą, ale również sobie.

Ostatnie godziny starego roku spędziliśmy na trzy godzinnej Adoracji w ciszy. Również i w tych chwilach Jezus do mnie przemówił, myślę, że był to również owoc cytatu z Pieśni nad Pieśniami. Zapragnęłam być po prostu bliżej Niego. I w taki sposób ostatnie 2 godziny starego roku spędziłam siedząc tuż przy Ołtarzu i wpatrując się w Jego Oblicze. Zrozumiałam, że On pragnie ode mnie czegoś niezwykłego, czegoś świętego, tylko prosi bym Mu zaufała do końca, a nie żyła w  ciągłym lęku. Równo o północy rozpoczęła się Eucharystia, w czasie której po Komunii zawierzyliśmy całe życie, nadchodzący rok i naszych bliskich Chrystusowi – jedynemu Panu i Zbawicielowi.

Mówi się, że jest kilka odmian ciszy, a najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu. Dzięki niej zrozumiałam, jak wiele słów, które pragnie wypowiedzieć do mnie Bóg przepada przez nadmierną ilość bodźców, którymi „karmie się” w ciągu dnia. Czas ten pomógł mi również owocnie podsumować ostatni rok, jak i kilka znaczących wydarzeń w moim życiu. Także przyjrzeć się relacjom, które mnie budują i umacniają, a także tym, w których powstały zranienia na przestrzeni miesięcy. To wszystko można było poukładać razem ze Zbawicielem.

Za to wszystko Chwała Panu!

An. Katarzyna Nowicka

 

Post Author: ks. Ryszard