8 września 4. Rocznica śmierci + Ks. Prałata Franciszka Chowańca, wieloletniego Moderatora Diecezjalnego Służby Liturgicznej i Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Krakowskiej. Zapraszamy na Mszę Św. 7 września do Sanktuarium Św. Jana Pawła II w Krakowie na godz. 17.00.
Oto jedno ze świadectw o Ks. Prałacie Franciszku:
„Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili Wam słowo Boże i rozpamiętując koniec ich życia naśladujcie ich wiarę”. (Hbr 13,7)
Gdybym szukał słowa, które miałoby określić osobę Księdza Prałata Franciszka Chowańca, to byłoby to słowo 'Eucharystia’ – dziękczynienie.
1. Eucharystia
Ksiądz Prałat był dla mnie kapłanem, który w sposób doskonały żył słowami Konstytucji o Liturgii Świętej: Liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i zarazem jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc. Całe życie Księdza Prałata koncentrowało się wokół Eucharystii – jej godnego celebrowania, pięknej posługi, doświadczania w niej obecności Boga i naśladowania Bożej dobroci w życiu zgodnie z zasadą fos-dzoe. Codzienna Msza święta była dla niego centralnym i najważniejszym punktem dnia, do którego zawsze się przygotowywał. Już wcześniej czytał i rozważał teksty mszalne i to nie tylko czytania, ale także modlitwy przeznaczone na poszczególny dzień. Jeśli ktoś próbowałby go zaskoczyć pytaniem jakiego świętego wspominamy dziś czy w najbliższym tygodniu odszedłby bez satysfakcji, bowiem zaskoczenie Księdza Prałata takim pytaniem było niemożliwe. A jednocześnie ta wiedza nie wiązała się u niego z żadną formą wyniosłości. Miał świadomość swojej ogromnej wiedzy, ale próżno było się spodziewać jakiegokolwiek przechwalania się nią.
2. Dziękczynienie
Jednym z podstawowym tłumaczeń słowa Eucharystia jest dziękczynienie. I Prałat był dziękczynieniem. Dziękując Bogu podczas Eucharystii uczył się dziękować ludziom za dobro, którego od nich doświadczał. W pierwszej kolejności podczas rozmaitych dni wspólnoty czy prowadzonych rekolekcji potrafił wyrazić wdzięczność organizatorom. I to nie tylko tym z pierwszego rzędu – księżom czy animatorom, ale zawsze pamiętał o tych najmniej widocznych – kucharkach, sprzątaczkach, panu kościelnym czy zakrystiance. Pamiętam jak pewnego razu wrócił ze szpitala. Jak tylko odzyskał siły poszedł do sklepu, kupił kilkanaście tabliczek czekolady i poszedł do tego szpitala, żeby każdemu pracownikowi powiedzieć 'dziękuję’ i wręczyć czekoladę. A dostał ją na tym oddziale naprawdę każdy – począwszy od lekarzy, poprzez stażystów, pielęgniarki, sanitariuszy a skończywszy na portierze siedzącym przy wejściu. Mówił wtedy do mnie: Pamiętaj! Trzeba ludziom umieć dziękować i to nie tylko mówiąc 'dziękuję’, bo to cię nic nie kosztuje, ale konkretnie, nawet drobnym upominkiem. Odpowiedziałem: ale to ich praca, za to im płacą. Na co Prałat odparł: płacą im za to, żeby było zrobione i to płacą nędznie. A ja im dziękuję za to, że tę pracę wykonują dobrze.
3. Dobro
Myślę, że dobro było kolejną cechą charakterystyczną Księdza Prałata. Nawet w tym prostym pytaniu, którym witał każdego swego gościa: Witaj N. , co dobrego? To pytanie słyszał chyba każdy rozmówca Księdza Prałata – od kardynała począwszy, a na szarym oazowiczu czy ministrancie skończywszy – Co dobrego? Ksiądz prałat był też jednym z tych ludzi, którzy patrząc na człowieka widzieli przede wszystkim dobro. Nawet kiedy coś bardzo mu się nie podobało, najpierw zwracał uwagę na to, co było dobre. Dobrocią także potrafił się dzielić w konkretnych czynach. Pamiętam, że kiedyś umówiłem się z nim, żeby go odwiedzić. Kiedy wszedłem do jego pokoju, na stole leżał duży pakunek. Gdy tylko usiadłem Ksiądz Prałat go otworzył mówiąc: dzisiaj jest tłusty czwartek, więc częstuj się. Na stole było jakieś 15 pączków! Po zjedzeniu pierwszego Prałat mówi: nooo częstuj się, częstuj się! A Ksiądz Prałat? – odparłem. Na co Prałat: Ja? Nie, mnie nie wolno, mam zbyt wysoki poziom cukru. To wszystko dla Ciebie. Kiedy po piątym pączku ogłosiłem całkowitą kapitulację, Ksiądz Prałat resztę zapakował mówiąc: Masz, weź do domu. Masz rodzeństwo, na pewno sobie z tym poradzą…
4. Zaangażowanie
Wspominając o wiedzy Księdza Prałata, chce też powiedzieć o jego ponadprzeciętnym zaangażowaniu. Pewnego razu Ksiądz Prałat poprosił mnie, abym zawiózł go na rekolekcje, które prowadził. Pamiętam, że kiedy przyjechałem na korytarzu czekało już kilkanaście skrzynek do załadowania. Kiedy włożyłem to wszystko do samochodu okazało się, że ledwo jest miejsce dla Księdza Prałata, bo tyle przygotował rzeczy:). Ale wszystkie te rzeczy były dla niego ważne i potrzebne – na każdy dzień rekolekcji kartki z ogłoszeniami w innych kolorach, odmienną czcionką, materiały do przygotowania nabożeństw czy ozdób na agapę.
Mając nawet 80 lat w każde piątkowe popołudnie spowiadał kilka godzin w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, bo jak mówił: „ Tam się cuda dzieją, więc trzeba tam być”. Ale także ta jego drobna posługa odznaczała się oczywiście pełnym zaangażowaniem. Ksiądz Prałat każdemu penitentowi wręczał po spowiedzi karteczkę z modlitwami odpowiednio do wieku i stanu – dla młodych w kolorze niebieskim, dla małżonków w żółtym, dla osób starszych i schorowanych w kolorze fioletowym. Każdy stosownie do swojej sytuacji otrzymywał teksty przeróżnych modlitw o świętość.
5. Konsekwencja
W swoim zaangażowaniu Ksiądz Prałat był konsekwentny i nie zrażał się przeciwnościami. Przed złotym jubileuszem kapłaństwa przygotował(oczywiście na własny koszt) specjalną książeczkę z modlitwami na każdy dzień jubileuszowego roku i wysłał swoim kolegom rocznikowym. Jedni odpisali, że dziękują, inni odesłali z powrotem, a jeszcze inni odpisali żartobliwie, ale z przekąsem: Ty stary wariacie, nie masz co robić na emeryturze?! Oczywiście Prałat w ogóle się tym nie przejął, a nawet więcej – tego typu reakcje budziły jego radość, bo jak mówił z uśmiechem: przynajmniej coś odpisują:).
6. Pokora/skromność
Na koniec chcę powiedzieć o niezwykłej pokorze i skromności Księdza Prałata. Często uczestnicząc w różnych uroczystościach z zasady zajmował ostatnie rzędy. Bardzo nie lubił przesiadać się na pierwsze miejsca, choć często proszony o to wolał poświęcić swoje zdecydowanie, aby nie sprawiać kłopotu. Kiedy pod koniec życia pytano go o zdrowie albo jak się czuje odpowiadał żartobliwie: Jak stare drzewo. Na zewnątrz jeszcze jakoś wygląda, ale wewnątrz to już próchno:). Stąd bardzo niewiele osób wiedziało o jego walce z nowotworem, a po zwycięstwie nad nim o licznych niegodnościach i bólach, które na co dzień odczuwał. Mimo, że często burzyły jego plany i ograniczały dyspozycyjność nigdy się nie żalił, ale mówił ogólnie, że zdrowie już nie pozwala albo że Pan Bóg miał inne plany.
Ksiądz Prałat był niezwykłym człowiekiem i kapłanem. Osobą, którą znałem bardzo dobrze, posiadającą wielką wiedzę i mądrość życiową, którą chętnie się dzielił. Dla mnie osobiście był bliskim przyjacielem, wspierającym i pełnym troski zarówno w chwilach radości jak i życiowych zakrętów. Ale nade wszystko był człowiekiem Eucharystii – źródła z którego wypływało jego codzienne życie i szczytu, do którego zmierzała cała jego działalność. Dlatego mam głębokie przekonanie, graniczące z pewnością, że Ksiądz Prałat był człowiekiem świętym. W cieniu jego świętości dane było żyć mi i tysiącom oazowiczów, których nauczył słowem, a o wiele bardziej przykładem, jaką wartość ma Eucharystia w życiu ucznia Chrystusa. Dla wielu pokoleń oazowiczów Ksiądz Prałat był żywym ideałem 'nowego człowieka’ – człowieka świętego, który kierował się w życiu tak prostą zasadą: fos-dzoe, światło-życie.
Zachęcam każdego do nawiedzenia jego grobu i modlitwy razem z nim w Waszych intencjach, bo ilekroć staję przed jego grobem witam się z nim tak, jakbym stał w progu jego mieszkania, mówiąc: „Szczęść Boże, Księże Prałacie”, a wtedy w uszach dźwięczy mi ciągle: „Witaj Michale! Co dobrego?”
Michał.