Agnieszka Musiał – wokalistka zespołu New Life’m, urodzona w Bolesławcu. Ukończyła wokalistykę jazzową na Akademii Muzycznej w Katowicach. Bierze udział w wielu projektach muzycznych, m.in. w 2012 roku była solistką podczas ogólnopolskiej trasy Michael Jackson Symfonicznie. Jest również autorką tekstów m.in. do wybranych utworów Małgorzaty Hutek, Marty Król, Olgi Boczar oraz New Life’m. Uczy wokalu jazzowego w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia w Krakowie.
Agnieszka Musiał: Myślę, że z natchnienia Ducha Świętego. Takie pragnienie pojawiło się w sercu Joachima Mencla i Piotrka Jankowskiego, oni są zaczynem zespołu. Potem do składu dołączył Marcin Pospieszalski, a po roku Robert Cudzich, po spotkaniach muzyków chrześcijan w Ludźmierzu. Gdy zespół powstawał miałam 7 lat.
M.Cz: A skąd New Life’m czerpie inspiracje?
A.M: Jeśli chodzi o treść, to ze Słowa Bożego. Natomiast inspiracje muzyczne są wypadkową różnych poszukiwań muzycznych, które są w życiu każdego z nas.
M.Cz: Każdy nowy wokalista coś wnosi?
A.M: Oczywiście, zespół to jest żywy organizm. Ja nie jestem śpiewającą kukiełką w zespole New Life’m, tylko Agnieszką Musiał, z żywym sercem i przez moich braci tak zostałam przyjęta. Nie każą mi niczego śpiewać na siłę.
M.Cz: Jedno z pytań, od osób, które Cię znają i wiedziały, że wywiad ma się odbyć brzmi: jak współpracować z muzykami, żeby się dogadać, jak pracować w zespole?
A.M: Inaczej to wygląda, jeśli pracuję jako lider-wokalista w zespole, a inaczej, jeśli to jest np. New Life’m, zespół, w którym wszyscy są liderami… [śmiech], bo w tym zespole każdy chce być liderem.
M.Cz: No to w takim razie, jak się dogadać w New Life’m?
A.M: Jak się dogadać w New Life’m? Ok. Trzeba się dużo modlić [śmiech]. Nie, tak naprawdę, potrzeba dużo modlitwy ale też wsłuchania się w potrzeby wszystkich ludzi, którzy tworzą zespół. Mam wspaniałych braci w zespole i cały czas podkreślam, że to nie są moi koledzy, tylko moi bracia. Bardzo lubię z nimi spędzać czas. Przede wszystkim dobrze jest lubić tych muzyków, z którymi się gra, zwłaszcza, jeśli spędza się z nimi wiele dni podróżując, grając koncerty, prowadząc warsztaty. Kochać bliźniego to jedno. Natomiast drugie to lubić te osoby, być sobą, nie robić niczego na siłę, wbrew swojemu sercu, tylko iść za jego głosem. Szukanie prawdy w relacjach, w muzyce nie jest łatwym zadaniem ale wszyscy dostaliśmy odpowiednie środki od Pana Boga by to robić.
M.Cz: Kolejne pytanie od publiczności – recepta na dobrą piosenkę?
A.M: To jest trudne pytanie i bardzo złożone. Mogłabym powiedzieć, że recepta na dobry utwór to: dobry tekst i chwytliwy refren. Ale są osoby, które np. bardzo lubią poezję śpiewaną, są zakochane i zasłuchane w takiej muzyce, duża część piosenek z tego gatunku ma budowę nieregularną. Więc dla takich osób utwór z prostym, łatwym refrenem nie będzie ciekawą propozycją. Występuje natomiast jeden czynnik, który może zaważyć na jakości piosenki. Jest nim bycie sobą – im bardziej autor utożsamia się z tym co stworzył, im bardziej szuka prawdy, o której mówiłam, tym większa jest szansa na to, że „trafi” z tym do innych.
M.Cz: Jak powstał utwór Hold me again?
A.M: Utwór Hold me again napisała Małgosia Hutek. Zaśpiewała i zagrała mi tę piosenkę przez telefon. Bardzo mi się spodobała. Zaprosiła mnie do nagrania, dopisałam zwrotkę, którą można usłyszeć w piosence. Dzień przed rejestracją spotkałyśmy się na próbie, to był naprawdę dobry czas wspólnej modlitwy, śpiewania…Przyjaźnimy się z Małgosią, oczywista sprawą jest, że nie zawsze we wszystkim się zgadzamy. Mamy odmienne gusta muzyczne, tym bardziej cieszy mnie fakt, że powstał utwór, który wyraża nas obie i przemawia do innych.
M.Cz: A potem sukces, w internecie piosenka bije rekordy oglądalności. I tak w tym temacie – ludzie często się zastanawiają, czy z muzyki da się wyżyć?
A.M: Oczywiście. Myślę, że to wszystko jest kwestią poszukiwania drogi, którą w życiu przygotował dla nas Bóg. Jeśli tylko chcemy nią iść, Pan Bóg na tej drodze błogosławi. Tak jak jest w Ewangelii napisane – jeśli Pan Bóg troszczy się o ptaki, o lilie wodne, tak pięknie je ubiera, to jakże może nie zatroszczyć się o nas. Musimy pracować i robić jak najlepiej to, do czego jesteśmy powołani. Inną kwestią jest w ogóle odnalezienie tego powołania.
M.Cz: Jeśli o powołaniu mowa – skąd wzięła się muzyka w Twoim życiu – śpiewałaś od małego? Pierwszy dźwiękiem przez Ciebie wydanym był śpiew zamiast krzyku?
A.M: Nie. Właśnie to jest ciekawe a propos drogi mojego powołania. Ja w ogóle nie śpiewałam. Były takie okresy, kiedy brałam gitarę do ręki i pisałam piosenki, np. podczas Strefy Chwały – spotkań muzyków chrześcijan. W czasach liceum współtworzyłam zespół On tak chciał. Potem rzuciłam totalnie śpiewanie. Nigdy nie brałam pod uwagę, że będę mogła to robić w życiu, że to będzie mój zawód i pasja, która będzie się mogła rozwijać w takim stopniu. Więc jest to ogromny prezent od Pana Boga, że mogę zajmować się tym, co jest moją pasją. Dopiero w wieku 23 lat zaczęłam myśleć, że mogłabym śpiewać i z tego żyć. A stało się to ciałem w 2010 roku kiedy zaczęła się moja przygoda z New Life’m.
M.Cz: Jaki masz pomysł na siebie, na swoją twórczość?
A.M: Staram się iść za prawdą o sobie samej, tą prawdą, którą zaszczepił w moim sercu Pan Bóg. Kiedy tworzę – szczególnie to tyczy się tekstów – staram się szukać tej prawdy, żeby to o czym piszę było jak najbardziej wiarygodne i jak najbardziej moje. Nie ukrywam, że mam w sercu potrzebę dzielenia się moją twórczością z innymi. Nie mam pewności czy ktoś potem będzie chciał tego słuchać, ale idę za Bożym słowem i staram się nie chować światła pod korcem.
M.Cz: Widzisz siebie na takich koncertach np. obok Budki Suflera, Maryli Rodowicz i innych znanych osób?
A.M: Muzyka, którą tworzę i której jeszcze niestety w internecie nie można posłuchać, jest dosyć specyficzna, więc obok takich zespołów akurat się nie widzę, chociaż bardzo szanuję twórczość wymienionych artystów. Nie zastanawiam się nawet, gdzie mogłabym stanąć z tą muzyką. Ale wiem, że bardzo bym chciała wyjść z nią do ludzi. To jest moje marzenie, a czas pokaże, czy to się przyjmie i poprzez fakty zobaczę, czy mam coś dalej z tym robić. Natomiast rzeczywiście pragnienie serca mam bardzo duże i idę za tym pragnieniem, żeby tą moją muzykę pokazać gdzieś dalej.
M.Cz: W jakim gatunku byś najbardziej chciała tworzyć?
A.M: Tak naprawdę, ja już mam stworzone piosenki. To jest muzyka akustyczna, ubrana w popowe melodie z etnicznymi elementami, zawartymi głównie w warstwie wokalnej. Na przestrzeni ostatnich 2-3 lat słuchałam bardzo dużo etnicznej muzyki. Jest też trochę jazzowych harmonii z nutą słowiańskości, bo piszę jedynie w języku polskim, mimo to, że przez kilka dobrych lat miałam bardzo dużo wspólnego z językiem angielskim. Teksty po angielsku piszę dla innych, natomiast dla siebie angielskiego tekstu nie napisałam od kilku lat. Jakoś coraz bardziej jestem rozmiłowana w naszym pięknym, polskim języku.
M.Cz: Udzielasz się też, jako muzyk sesyjny w różnych projektach. Jak się czujesz w takiej roli?
A.M: Powiem szczerze, że kiedy ktoś mi proponuje napisanie tekstu, to zawsze bardzo długo się zastanawiam, czy się zgodzić, zdaję sobie sprawę, że osoby, które są szczere i prawdziwe na scenie nie będą wyśpiewywać myśli drugiej osoby, jeśli się z nimi nie zgadzają. Tekst to jest zapis przeżyć, myśli, poruszeń. Tak to wygląda, jeśli chodzi o pisanie tekstów. Natomiast rzeczywiście śpiewanie sesyjne daje mi ogromną radość. Brałam ostatnio udział w projekcie Gabrysi Gąsior – to był wspaniały czas. „Wszystko jest łaską” – jak mówiła św. Teresa z Lisseux, w szczególności widzę to w wydarzeniach, których sama po ludzku bym nie zaplanowała, a dają mi radość i pokój w sercu. Niedawno nagrywałam wokale na płytę rapera Tau, to jest właśnie jedno z takich wydarzeń. Płyta wyjdzie na początku grudnia, zapraszam wszystkich bardzo, serdecznie do zapoznania się z jego twórczością. Zakładam, że fani hip hopu dobrze wiedzą o kim mówię 🙂 Jest to przykład artysty, który w swoim przekazie jest na wskroś szczery. Warto słuchać takich ludzi.
M.Cz: Jak wygląda u Ciebie proces tworzenia?
A.M: Bardzo często proces tworzenia związany jest ze żmudną pracą. Przykładowo, pisząc tekst siadam przy biurku z długopisem i kartką. Szukam odpowiednich słów, potem składam je w zdania, tak powstają kolejne części utworu. Czasami taki proces trwa jeden dzień, czasami tydzień, a czasami kilka miesięcy. Dobrze jest spojrzeć na to co robimy z perspektywy czasu…niekiedy jest ona konieczna by powstało coś dobrego. To jest rzemieślnicza praca, do której po prostu trzeba usiąść.
M.Cz: A masz tak czasem, że budzisz się w nocy i: „Jest! To właśnie to!”?
A.M: Tak! Mam tak czasami. Albo jak idę spać, albo jak prowadzę samochód, nagle mi coś przyjdzie do głowy. Ciekawe jest, że większość tekstów, które chciałabym zawrzeć na mojej płycie napisałam pod natchnieniem, to znaczy po prostu usiadłam i ten tekst wyszedł mi spod ręki. Niestety bardzo rzadko tak mam pisząc cos dla kogoś.
M.Cz: A co najbardziej lubisz – tworzyć coś dla kogoś, dla siebie, śpiewać?
A.M: …ojejku, wszystko lubię bardzo…. Najbardziej chyba lubię to muzyczne spotkanie z ludźmi, kiedy stoję na scenie, interakcję.
M.Cz: Czyli lubisz widzieć jak ludzie odbierają Ciebie i muzykę?
A.M: Jak dobrze odbierają, to bardzo lubię. Gorzej, jak jest inaczej…[śmiech]
M.Cz: A było kiedyś inaczej?
A.M: Tak, oczywiście, zdarzają się takie sytuacje. Najczęściej w klubach. Miałam taki czas, kiedy przez 2 lata śpiewałam we Wrocławiu przynajmniej raz w tygodniu. Wyśpiewywałam serce, a ktoś siedział odwrócony plecami, pił kawę i rozmawiał z kimś. To może zabrzmi dziwnie, ale tak między nami i czytelnikami nie miałam i nie mam z tym większego problemu, śpiewałam, bo chciałam śpiewać. Ważną sprawą jest poczucie własnej wartości, jeżeli uzależniamy je od tego czy ktoś odwraca się jak śpiewamy to może być rzeczywiście z nami kiepsko. Pomimo tego, że są to sytuacje nie zawsze komfortowe to mnie nauczyły doceniać te koncerty, na których ludzie słuchają co chcę im opowiedzieć.
M.Cz: Studiowałaś filologię angielską. Wykorzystujesz te umiejętności obecnie?
A.M: Oczywiście. Język angielski jest językiem standardów jazzowych, z którymi miałam styczność podczas studiów na Akademii. Łatwiej było mi przyswoić i zrozumieć historię ich powstania, poznać podłoże kulturowe gatunku jakim jest jazz. Bardzo lubię język angielski, studiowałam go, ale cały czas czułam w sercu, że to nie jest to, co chciałabym robić docelowo w życiu. W wieku 23 lat zdecydowałam, że będę zdawać na Akademię Muzyczną, udało mi się dostać. W niedługim czasie od rozpoczęcia studiów nawróciłam się, to był piękny czas kiedy poczułam, że znajduję się na dobrej drodze w życiu. Nigdy nie warto jest rezygnować z tych pragnień, które mamy zasiane w sercu. Ja np. miałam ogromne pragnienie śpiewania, było ono tak silne, że poszłam za nim, w pewnym sensie zostawiając kilka lat nauki na innych studiach. Język mi się bardzo przydaje, ale w zawodzie filologa nie pracuję. Jestem muzykiem, pedagogiem, od września pracuję w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia w Krakowie im. Bronisława Rutkowskiego, prowadzę też warsztaty wokalne.
M.Cz: A jak się czujesz w roli wykładowcy?
A.M: Bardzo dobrze, zależy mi na tym żeby moi uczniowie odnaleźli swój własny niepowtarzalny styl, żeby byli sobą. Nie interesuje mnie kształcenie osób, które będą brzmiały tak samo. Zapraszam bardzo serdecznie wszystkich, którzy chcą kształcić swój głos do Szkoły na Józefińskiej, egzaminy wstępne będą w maju. Zawsze mówiłam, że nie będę mieszkać w Krakowie i nie będę nauczycielem [śmiech], … Pan Bóg miał inne plany wobec mnie, cieszę się, że mu zaufałam 🙂 To co robię daje mi wiele radości.
M.Cz: Skąd Twój sukces? Bo jesteś lubiana, Twoja muzyka jest doceniana, dużo osób przychodzi na koncerty, jak to się dzieje?
A.M: Największym sukcesem jest to, że mogę robić to, co kocham i że daje mi to bardzo dużo satysfakcji i radości, a już za największą łaskę poczytuję, że czuję, że to miejsce, w którym jestem, jest miejscem, które przygotował dla mnie Pan Bóg.
M.Cz: To wszystko, co opowiadasz brzmi pięknie. To, że można iść za swoją pasją, zainspiruje na pewno niejedną osobę, ale co wtedy, jeśli się okaże, że trafia się na ścianę i marzenia nie dają takich możliwości, jak się chciało?
A.M: Marzenia to jest jedno, natomiast trzeba też patrzeć na fakty: czy mamy konkretny talent, czy jesteśmy do tego powołani. Pan Bóg zasiewa marzenia w sercu, ale przede wszystkim mówi do nas poprzez fakty. Może na moim przykładzie: chcę śpiewać, idę na konsultacje do profesora śpiewu, profesor mówi – nadajesz się, dobrze Ci idzie. To próbuję. Jak nie wychodzi raz, drugi, trzeci, to może trzeba szukać z innej strony. I wiem, że to tak słodko brzmi – poszłam na studia i się nagle okazało, że tu się udało, tam się udało… Nie. Trzeba na pewno pracować nad sobą i patrzeć na fakty. Pan Bóg pokazuje nam ścieżki na jakich by nas widział.
M.Cz: Dużo mówisz o Bogu. Czy Ty wierzysz od zawsze?
A.M: Mówię dużo o Bogu, bo jest obecny w moim codziennym życiu. Jeśli mam opowiadać o sobie to nie wyobrażam sobie robić to pomijając Jezusa Chrystusa. Zastanawiam się co znaczy „wierzyć”? Rozmawiamy akurat w sali filozoficznej, to zobowiązuje. [śmiech] Nawróciłam się ponad 4 lata temu i od 4 lat, niemalże codziennie proszę Pana Boga, żeby mnie nawracał na tę drogę światła, chcę nią iść, to jest moja decyzja i pozostaję wierna temu wyborowi.
M.Cz: Co się musi zdarzyć w życiu człowieka, żeby pojawiło się nawrócenie?
A.M: Nie wiem, co się musi wydarzyć w życiu innego człowieka, ale powiem, co się wydarzyło w moim. Krzyk – powiedz mi, że jesteś! Szczery, prosty z serca. Nie wierzę w to, że jeśli osoba naprawdę szczerze i prosto z serca zawoła, to Pan Bóg zostawi ją bez odpowiedzi. Bóg zawsze odpowiada na szczere wołanie. Mnie akurat bardzo dobitnie dał do zrozumienia, że Jest. Studiowałam razem z Kamilą Pałasz, która może być znana szerszej publiczności jako solistka chóru TGD. Poszłam na jej egzamin semestralny, śpiewała piękną piosenkę o miłości…poczułam wówczas rodzaj wzruszenia, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Okazało się, że to był dotyk Ducha Świętego, impuls do tego bym z wiarą poprosiła Boga by powiedział mi, że jest. Byłam wtedy w takim punkcie w życiu, gdzie wydawało mi się, że Boga nie ma, więc nie miałam nic do stracenia. Bardzo szybko otrzymałam odpowiedź, która brzmiała: JA JESTEM. Od tamtej pory nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
M.Cz: A co robisz na co dzień, żeby Twoja wiara była żywa?
A.M: Wiara jest żywa w momencie kiedy w Prawdzie stajemy przed Bogiem…pielęgnujemy relację z Tym, który nas stworzył. Kiedy mimo niechęci, zmęczenia trwamy przy Chrystusie. On wie, że jesteśmy słabi, rozumie nasze bóle, troski…i to czego od nas pragnie to całkowite zawierzenie się Jemu.
M.Cz: Jeździsz również na rekolekcje ludzi kultury chrześcijańskiej – jakie miejsce w Twoim życiu ma Strefa Chwały?
A.M: Bardzo ważne. Przede wszystkim jest to czas rekolekcji. Cieszy mnie fakt, że mają one profil muzyczny, że jest dużo uwielbienia pieśnią. Czekam z niecierpliwością na najbliższą Strefę, biskup Ryś ma głosić nauczania. Pokazywałam Ci Gosiu, że mam w torebce najnowszą książkę biskupa, chyba można powiedzieć, że jestem jego fanką. [śmiech] Podczas tych rekolekcji można się spotkać ze znajomymi muzykami, można zjeść razem obiad, posiedzieć na trawie, napić się kawy, potem wspólnie pomodlić, po prostu razem być, czego chcieć więcej od takich spotkań? Wyjątkowy czas!
M.Cz: A czy muzyka prowadzi Cię do Pana Boga?
A.M: Tak, zdecydowanie. Muzyka jest językiem, w którym staram się mówić, więc Pan Bóg do mnie mówi też przez muzykę.
M.Cz: Poszukiwałaś długo mieszkania w Krakowie i podobno zdarzyło się wtedy też coś związanego z wiarą?
A.M: Tak, dokładnie. Rozmawiałam z ojcem Krukiem, dominikaninem. I tak się skarżę – ojcze, nie mogę znaleźć mieszkania, nie wiem o co chodzi. A ojciec Kruk mi wtedy powiedział takie zdanie, które mi bardzo utkwiło w pamięci – jesteś Bożym Dzieckiem? Ja mówię – no tak, pewnie, że jestem Bożym Dzieckiem! On na to – to ufaj, Pan Bóg bardzo często działa na ostatnią chwilę. I uzbroiłam się w tą ufność. Mieszkanie się znalazło, a potem okazało się, że właściciele modlili się o osoby do tego mieszkania, więc Pan Bóg zadziałał na ostatnią chwilę, ale tak konkretnie, że wiedziałam, że to jest najlepsze miejsce dla mnie.
M.Cz: Które miasto jest Twoim ulubionym? Wrocław, Bolesławiec, Kraków, Katowice?
A.M: Wymieniłaś teraz 4 miasta, które są najbliższe mojemu sercu. Moje ulubione miasto? Opowiem dyplomatycznie – Bolesławiec, miasto, w którym się urodziłam. Bardzo lubię Wrocław i Katowice też. Mój tato pochodzi ze śląska, konkretnie z Beskidu Żywieckiego, mam całe mnóstwo pięknych wspomnień związanych z tym miejscem. Teraz czekam, aż Kraków mnie w sobie rozkocha.
M.Cz: Masz swój ulubiony koncert?
A.M: Hmm, ulubiony koncert…dobrze wspominam moje koncerty dyplomowe na studiach. Śpiewałam na nich autorskie piosenki, lubię to robić. Jeśli chodzi o koncerty z zespołem New Life’m, był taki koncert na początku tego roku, ostatnia sobota przed Wielkim Postem, graliśmy w Zabawie u błogosławionej Karoliny Kózkówny. Graliśmy uwielbienie, modląc się ze wszystkimi duszpasterzami, którzy będą koordynować w swoich diecezjach Światowe Dni Młodzieży. To był wyjątkowy czas. Potrzeba modlitwy za organizację spotkania młodych w Polsce, kładę to na sercach wszystkich, którzy czytają te słowa 🙂 Oprócz tego koncerty Jednego Serca Jednego Ducha, które odbywają się co roku w Boże Ciało, w Rzeszowie, na Placu Sybiraków są niesamowitym doświadczeniem Bożej Miłości. Przychodzą na nie dziesiątki tysięcy osób, pomimo braku reklam i wsparcia ze strony mediów komercyjnych, tym roku zgromadziło się około 40 tysięcy ludzi!
M.Cz: Kto Cię inspiruje życiowo?
A.M: Jezus Chrystus. Wszyscy, którzy z odwagą żyją zgodnie z Jego wolą.
M.Cz: Co robiłaby Agnieszka Musiał, gdyby nie śpiewała?
A.M: To jest ciężkie pytanie…pewnie to samo, uwielbiałabym Pana Boga…ale w innej formie…:)
M.Cz: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i będziemy zapraszać ludzi, żeby inspirowali się muzyką i do tego, żeby szli za swoim powołaniem.
A.M: Tak, zdecydowanie: iść za głosem swojego serca!